Mam taką refleksję, że chyba jako społeczeństwo nie potrafimy przeżyć cierpienia.

Nie jestem jakąś szalenie doświadczoną przez los osobą. Zdaję sobie sprawę, że to cierpienie, z którym w swoim życiu już się zmierzyłam, jest mniejsze niż cierpienie wielu, wielu ludzi. Ale jednak swój kawałek jakiś też przeżyłam, i…

…wychodzi mi z tego mojego doświadczenia, że żeby przeżyć cierpienie dobrze (a nie tylko przetrwać) to trzeba nauczyć się MILCZEĆ. Potrafić usiąść w ciszy i posłuchać, co ma do powiedzenia o tym wszystkim moje serce. Co czuje. Co w nim gra. Co krzyczy. Co szepcze.
…no, to takie metafory trochę, nie wiem, czy zrozumiałe, ale naprawdę, jak chcemy wyciągnąć jakieś sensowne wnioski, to musimy się nauczyć wsłuchiwać w swoje wnętrze, a nie krzyczeć od razu co nam ślina na język przyniesie.
I oczywiście, że po tym etapie milczenia się mówi. Ale mówi się rzeczy… przeżyte.

A tymczasem komentarze w mediach są ogromnie przygnębiające. Zamiast zatrzymać się na „to tragedia. nie powinno do tego dojść. jest mi przykro, smutno, strasznie”, to ludzie przerzucają się pomysłami, kto jest winien tragedii. A jak napisał całkiem przytomnie Łukasz Pawłowski: „nie wiemy tego” [zachęcam do przeczytania].
Mam wrażenie, że przynajmniej znaczna część z tych osób, które tak plują jadem to na jednych, to na drugich, w jakiś sposób boi się usiąść z tą sytuacją sam na sam i zajrzeć, co się dzieje we wnętrzu, gdy o tym myślimy.

A z mojego serca na przykład wyszło coś takiego, czym chcę się podzielić ze światem.

PRZEPROŚMY.
W ramach wołania, że nie chcemy nienawiści, przeprośmy.
Gdyby tak każdy z nas usiadł na 15 minut w ciszy i pomyślał, kogo ostatnio zranił słowem. Pisanym, mówionym. Mową nienawiści. Mową niemiłości. Nie oszukujmy się, że jesteśmy idealni, na pewno każdemu z nas się to w ciągu ostatnich paru lat zdarzyło i to pewnie nieraz.

I przeprośmy.
Zadzwoń, spotkaj się na 5 minut, wyślij maila, smsa chociaż.
Jeśli ta osoba już nie żyje, to pójdź na cmentarz zapalić znicz. To symboliczne, ale naprawdę działa i przemienia serce, nasze człowieczeństwo potrzebuje takich zewnętrznych znaków wewnętrznego pojednania.

Nieważne czy to było wczoraj, miesiąc, 4 lata temu czy 25.

Może przeprosić też tych, którzy mniej lub bardziej dobrowolnie byli świadkami tej sytuacji. Przepraszam, że usłyszałeś, jak z moich ust brzmiały takie słowa…
w których był żal, złość i niemiłość, nienawiść.

I nie chodzi o to, że teraz mamy się wszyscy nie-wiadomo-jak lubić. No nie, nie ma przymusu lubienia całego świata i całej ludzkości. Możemy nadal mieć swoje poglądy, głosować na tę samą partię co wcześniej, nie lubić tych drugich, chodzić (lub nie) do tego samego kościoła i kibicować temu samemu klubowi. Ale… z szacunkiem.

Zacznijmy wreszcie przepraszać i przebaczać, bo inaczej nigdy się z tego zaklętego koła nie wykopiemy.

Tak więc usiądź w ciszy, pomyśl, kogo przeprosić, przeproś i podaj dalej.

Fot. z Unsplasha