Każde jest inne. I każde ma inny smak.

Mieliśmy wczoraj spotkanie opłatkowe w duszpasterstwie.
Nie lubię ich.
To znaczy, spotkań opłatkowych. Składania życzeń. I w ogóle. Z jednej strony jak już składam życzenia, to chciałabym, żeby były jakieś takie…indywidualne. A z drugiej jest to po prostu nierealne. Ani nie znam aż tak dobrze tych wszystkich spotykanych na opłatkach ludzi, ani nie mam czasu tych życzeń przygotować. A słuchanie 80 razy „wszystkiego najlepszego”… no spoko. Miło 🙂 Ale dziękuję, nie potrzebuję.

Ale jednak było fajnie. To znaczy… czy to za namową ojca Romka, czy też sami z siebie, ludzie poza życzeniami (a czasem po prostu zamiast nich) sobie dziękują. Za różne rzeczy. Ogólne i szczególne, konkretne albo nie.

I z jednej strony słuchanie XX razy „dzięki, że jesteś” też nie brzmi specjalnie atrakcyjnie.
A z drugiej…
…odkryłam wczoraj ze zdziwieniem, że każde z tych „dziękuję, że jesteś” ma inny…smak. Tak bym to chyba nazwała. Inaczej brzmi. O czym innym mówi. I tylko ja i ten drugi wiemy, o czym mowa.
I może nie wszyscy są mi bliscy.
Ale z każdą z tych osób moje i jej drogi się skrzyżowały. Na krócej lub dłużej, w minionym roku albo wcześniej. W zupełnie niepowtarzalny sposób i w zupełnie niepowtarzalnym momencie.

Dziękuję. że jesteś 🙂