Jesteśmy, jeśli pamiętasz

Już za parę dni kolejna rocznica wybuchu powstania warszawskiego. 74. W Muzeum młyn. Obejrzałam sobie tegoroczny spot na rocznicę powstania. I choć estetycznie totalnie nie mój gust, zwłaszcza ostatnia scena, to i tak się wzruszyłam…

…bo tak wygląda moje życie w Warszawie gdzieś od roku ;). Dzięki akcji „Wolność Łączy”…

W Warszawie jest ~360 miejsc pamięci wydarzeń z powstania warszawskiego. To znaczy 360 na pewno. Śmiem twierdzić, że więcej. Bo liczone są tylko te na ścianach „na zewnątrz”, a tablice wewnątrz budynków nie. Rok temu w maju jeździłam rowerem po całym Mokotowie, żeby wszystkie znaleźć, sfotografować, opisać gdzie dokładnie są i w jakim stanie… potem opisywałam miejsca z Żoliborza – co w tych konkretnych miejscach się działo. A potem rozdzielałam jakieś 700 wolontariuszy na te 360, kto gdzie ma stać na warcie i rozdawać przechodniom wpinki z kotwicą Polski Walczącej. To wszystko sprawiło, że mapa Warszawy jest dla mnie usiana punktami, w których są te tablice, pomniki, krzyże… Z kolei do licencjatu i magisterki czytam wspomnienia rozmaite i spisuję, gdzie były powstańcze Msze Święte, śluby i inne religijne wydarzenia…

miejsca pamięci

I od tamtej pory jak jeżdżę, chodzę po Warszawie, to naprawdę często oglądam się za tablicami i myślę o tym „co tu się działo”. Jak wyglądały te budynki wcześniej… o ile w ogóle stały.

Życie pełne refleksji.

Byłam w Polskim Radio gościnnie w audycji właśnie o akcji „Wolność Łączy” (powinna być gdzieś na stronie polskie radio 24, jak znajdę to wstawię tu link). Prowadzący audycję pytał, dlaczego ta akcja się tak nazywa i o co z tą nazwą chodzi.

I choć nie ja odpowiadałam na to pytanie, to dla mnie symboliczność tej akcji objawia się najbardziej właśnie te parę tygodni przed 1.08, jak siedzę i (znów) rozdzielam, kto gdzie ma stać. Bo ludzie piszą takie piękne komentarze w swoich zgłoszeniach. Mama chce stać z córką, ojciec z synem, dwóch przyjaciół, ktoś… i ci ludzie są tacy różni. Tak młodzi (13 lat) albo tak już… starsi (77 lat). Piszą, że chcą pamiętać, że historia to nie daty, a ludzie. Że jadą zaraz na obóz survivalowy albo w podróż koleją transsyberyjską i nie będą odpisywali na maile, ale na wszystko się zgadzają. Że mieszkają w Poznaniu, więc chcą mieć blisko od dworca, że… wspaniałe to jest, naprawdę.

I dlatego tak kocham godzinę „W” w Warszawie 1 sierpnia.
Że wtedy całe miasto staje, włączają syreny, dzwonią dzwony, klaksony, ludzie przystają i patrzą w zadumie gdzieś… i przez tę chwilę się nie kłócą. Niestety tylko chwilę, bo i dookoła obchodów jest zawsze trochę sporów, ale choć na tę chwilę. Co jakiś czas dociera do mnie, jak bardzo nie do pojęcia jest, co to znaczy, WOLNOŚĆ. Jak cenna jest. Jak droga.

Więc, gdziekolwiek będziesz 1 sierpnia o 17:00, zatrzymaj się…

Czechy, Szwecja, wizytacje i pomnik Jana Pawła II

Wpis ten dedykuję moim koleżankom i kolegom, studentom historii w IH UW, którzy razem ze mną niestrudzenie na objazdach i przy wszystkich innych okazjach fotografują przeróżne pomniki Jana Pawła II. W szczególności Izie, Magdzie i Arturowi.

37900901_10212062432022823_2256521657780797440_n

Przez całe swoje dotychczasowe studia nie przypuszczałam, że moment swoistego spełnienia zawodowego przyjdzie, gdy wyjadę do lasu wizytować obóz.
Ale tak było!
Pojechałyśmy z Melą na wizytację pod Wałcz, nad jezioro Tupadły (swoją drogą, świetna nazwa <3). Wzięłyśmy ze sobą rowery, żeby było ciekawiej i żeby przy okazji pojeździć po okolicy. Choć nie wiedziałyśmy, co jest w okolicy… tuż przed pociągiem poleciałam jeszcze na dworcu po mapę, bo nawigacja nawigacją, papier warto mieć. Niestety była tylko bardzo słaba mapa, tzn. w skali 1:230 000, ale cóż, w ostatniej chwili na bezrybiu i rak ryba, kupiłam.

Rozkładam mapę, żeby zobaczyć, cóż może być w tej okolicy… i okazało się, że jakieś 15 km od miejsca obozu, do którego jedziemy jest, uwaga, PIERWSZY POMNIK JANA PAWŁA II. Toż ja jako studentka IH nie mogę tego ominąć!* Czytaj dalej

płaczę nad magisterką

ale jeszcze nie z rozpaczy.

Poczułam wewnętrzną potrzebę, żeby tu wreszcie coś napisać. Może niekoniecznie jakoś super poważnie, bo jakoś nie mam za bardzo pomysłu (choć…). Ale napisać. No więc płaczę nad magisterką. I to powiedziałabym, że w taki sposób dosłowny.

Otóż sprawa przedstawia się tak, że mam wspaniały temat. Uwielbiam go. Ciekawi mnie, pasjonuje i pochłania w całości. Życie religijne podczas powstania warszawskiego tak w uproszczeniu, choć zobaczymy, co się z tego konkretnie urodzi. Książka pewnie. Czytaj dalej

cywile. znieczulica. pamięć.

Majówka. Piękna pogoda. Poprzedni tydzień był w całości niedospany i wyczerpujący. Trzy kolokwia w jednym tygodniu to jest tak o trzy za dużo… o dwa na pewno. Czas odpocząć.

Pojechałam do Muzeum /Powstania Warszawskiego, oczywiście/, siedziałam pięć godzin nad biogramami ofiar cywilnych powstania. Muzeum od lat dąży do uzyskania jak największej ilości (liczby?) danych o tych, którzy zginęli, zaginęli – jak się nazywali, kim byli, gdzie mieszkali i… no właśnie, gdzie i jak zginęli. Baza jest ogromna. Już są dziesiątki tysięcy nazwisk. Brakuje… pewnie połowy.

Co roku w ramach obchodów rocznicy powstania warszawskiego 5 sierpnia przechodzi ulicami Woli Marsz Pamięci Ofiar Cywilnych PW. Uczestnikom rozdajemy takie krótkie biogramy tych ludzi, o których… raczej się nie pamięta. I prawie nic nie wiadomo.

Baza ofiar cywilnych jest aktualizowana z roku na rok. Przybywa szczegółów. Czasem się okazuje, że ktoś uznany za zaginionego jednak przeżył. Czasem się okazuje, że był powstańcem – i wtedy z bazy ofiar cywilnych przechodzi do bazy powstańców. Więc i biogramy na Marsz Pamięci trzeba aktualizować. Żmudna praca, powiedzmy sobie szczerze, że niezbyt ciekawa… ale potrzebna.

Siedziałam tak sobie w piękny poniedziałkowy dzień podziwiając przez okno kolejkę chętnych do zwiedzania. Przed oczami monitor, biogram – imię, nazwisko – szukam w bazie, czy są zmiany. Imiona rodziców, data i miejsce urodzenia, zawód, data i miejsce śmierci, pochówku, ekshumacje, wszystko się zgadza – kolejny. O, ktoś się machnął w dacie urodzenia, 1928 a nie 1929. 1893 a nie 1983.

Żmudne.
Trochę bezrefleksyjne. Imiona, nazwiska, cyferki (daty).
Ale w którymś momencie ogrom tego wszystkiego zaczął do mnie docierać.

Pierwsza osoba – imię, nazwisko, imiona rodziców. Ur. w 1904, był handlowcem. Ostatnie znane miejsce zamieszkania – adres. Zginął w połowie sierpnia 1944. Ekshumowany dwukrotnie, spoczywa na Cmentarzu Wolskim.

Druga osoba – dziecko. Imię nazwisko, imiona rodziców. Ur. w 1941. Ostatnie miejsce zamieszkania – adres. Dalsze losy nieznane, po wojnie poszukiwany przez matkę.

Kolejna osoba. Imię, nazwisko. Imię ojca – matki nieznane. Dokładna data urodzenia. Mieszkała na warszawskiej Woli. Zginęła w egzekucji 5 sierpnia 1944 w fabryce Franaszka. Ekshumowana… po wojnie poszukiwana przez ojca.

I tak jeszcze 500 razy, bo tyle biogramów udało mi się przejrzeć.

Znieczulicy można dostać. Śmierć jednostki to tragedia, milionów – statystyka (zdaje sie, że to Józef Stalin). Co mnie obchodzi los jakiegoś księgarza. Piekarza. Handlowca. Osoby, której zawodu nie znamy. Której znamy imię, nazwisko i datę urodzenia. Albo po prostu wiemy, że mieszkała w Warszawie…

…no więc szczerze mówiąc chyba nie za bardzo mnie obchodzi. Trochę – tak, oczywiście. Jak typowemu człowiekowi Zachodu zrobi mi się na chwilę przykro, wzruszę się nad losem Polski i Polaków sprzed dziesiątków lat… i tyle?

Z jednej strony praca w Muzeum to jest wspaniała sprawa; grzebanie w źródłach do magisterki też jest wspaniałe, ale… tych straszliwych, naprawdę straszliwych historii jest tak dużo, że w końcu ludzka psychika mówi dziękuję i przestaje aż tak zwracać uwagę na kolejne tragedie.
I takie zwyczajne biogramy „urodził się, pracował tu, mieszkał tu, zginął tu” nie robią już takiego wrażenia. Pierwsze pięć jeszcze coś tam w środku rusza. Po pięćdziesięciu ma się dość klikania w komputer i chociaż analizuje się literki i cyferki, to nie analizuje się treści…

…ale jednak w którymś momencie przebudzona wrażliwość czyta „po wojnie poszukiwany przez matkę Ewę”, „po wojnie poszukiwany przez żonę”, „po wojnie poszukiwany przez córkę Stefanię”, „po wojnie poszukiwana przez ojca Michała”, ” po wojnie…”

Zwyczajni ludzie. Poszukiwani przez rodziców, dzieci, przyjaciół. Dramat tych, którzy zginęli i tragedia tych, którzy pozostali. Bez mamy, taty, dziecka, żony, męża, przyjaciela.

Troszkę niepoukładany ten wpis. Ale trudno. Puenty brak.

Pamiętajmy…

20180502_170749.jpg

biogram z Marszu Pamięci 5 sierpnia 2017.

serce jak dom

Cześć,
dawno tu nie pisałam. Nie miałam nic do powiedzenia… no, trochę miałam. Ale nie umiałam tego tak napisać, wyrazić słowami. I to publicznie. Każdemu z osobna to może, ale tak…


Mam nadzieję, że link zadziała i będziesz mógł sobie posłuchać do czytania 🙂

*

Można powiedzieć, że serce jest trochę jak dom. Taki duuuuży, nie ograniczajmy się. A ponieważ jesteśmy w świecie metafory, to można go dowolnie rozbudowywać i zmniejszać i nie martwić się, że to wszystko jest niezgodne prawami fizyki.

Mój dom stoi na wzgórzu (bo w górach jest ładnie), ma dużo korytarzy, dużo pokoi, dużo zakamarków. W sumie taki jest duży, że trudno go ogarnąć i ciągle trzeba coś reperować :). Już nie mówiąc o sprzątaniu, z którym, jak zwykle, nie nadążam. Ale jest piękny. I ciepły.

IMG_9553 Czytaj dalej

Co mnie trzyma na MIMie?

Herbata i cudowne teksty prowadzących.

No, może nie dosłownie. Ale herbata miała swego czasu wiele do powiedzenia. Zwłaszcza jeśli potraktujemy ją jako symbol atmosfery roztaczanej przez pracowników dookoła studentów. A przynajmniej dookoła mnie. Chociaż ja o żadną specjalną atmosferę się nie prosiłam, także chyba mogę zakładać, że podobna jest doskonale dostępna dla każdego przeciętnego studenta MIMu (Wydziału Matematyki, Informatyki i Mechaniki Uniwersytetu Warszawskiego). Czytaj dalej

idea – wierność

II. Na słowie harcerki polegaj jak na Zawiszy.

Tak więc ustala się w Grupach Szturmowych „fason” punktualności. Ideał polega na tym, aby czynność wyznaczoną na godzinę dziewiątą rozpocząć nie pięć minut po dziewiątej ani pięć minut przed dziewiątą, lecz ściśle o dziewiątej. Ustala się także „fason” słowności: nie jest przyjęte zaklinanie się („jak Boga kocham – tak właśnie było”), ani dawanie słowa honoru – ideałem jest to, iż każde normalne słowo stanowi świadectwo stanu faktycznego; oczywiście każde słowo powiedziane poważnie.
(A. Kamiński, „Zośka” i „Parasol”) Czytaj dalej